Cuda? Ale nie u mnie.

Samotne święta.
Gdzieś przyzwyczaiłam się do samotności, ale nie w święta. Trudno. Takie życie.
A miało być inaczej.
Mój alkoholik dzwonił wczoraj do mnie. Błagał o pomoc. Płakał.
Pojechałam do niego. Rozmawialiśmy. Podjął wyzwanie i walczył o wszywkę, ale nie wolno pić 24 godziny.
Mieliśmy być razem. Już się przeprowadzał do mnie i córki.

WYTRZEŹWIAŁ na tyle, że zrezygnował.

Znowu poczułam się jak zabawka.
Znowu to samo.
Przyjedź. Pomóż.
A ja?
ha ha ha ha
Już nic z tego nie będzie. Coraz bardziej się oddalamy.
Wiem, że nie zmuszę Go do niczego.
Jestem świadoma tego.
Obudziła się we mnie wczoraj znowu nadzieja, chodź w środku czułam, że to jest zbyt piękne.
Miałam nadzieję, że zdarzy się cud.
Nie ma cudów, a jedynie rozczarowanie i ból.
Po raz kolejny.

Już nigdy nas nie będzie.
Ja i On to już przeszłość.
Nie widzę już nawet światełka.
Czuję się wypalona.

Tak, wiem, żyj swoim życiem.
Wracam do czytania i oglądania TV.
Może znajdę siłę wyjść na spacer.

PUSTKA.
BÓL.
ROZCZAROWANIE.

Znowu moim kosztem :(

Komentarze

Popularne posty