Czad
Obudził mnie kot. Głaskał mnie łapkami. Chodził po mnie.
Nieprzytomna spojrzałam na zegarek. Jeszcze ponad godzina spania. "Czego ten kot ode mnie chce" - pomyślałam. I czemu tak bardzo glowa mnie boli i czuje sie senna.
Zrzuciłam kota z nadzieją,że jeszcze trochę pośpię i ten ból minie.
Niestety. Kot nie dawał za wygraną. Uporczywie siedział na mnie, po twarzy dotykał delikatnie.
Ponownie zrzucenie nie pomogło. Kot swoje.
Ech. Pomyślałam. Wstanę.
Ból głowy nie ustępował. Był przerażający.
"Jak pójdę do pracy" - myślałam.
Kot gdzieś zniknął.
Usiadłam w kuchni na krześle.
...
"Mamo, mamooo, maaaamoooo" - nagle dotarło do mnie wołanie córki z oddali. Paniczny jej krzyk.
"Co ja robię na ziemi?".
Leżałam w kuchni koło krzesła.
Z ledwością odezwałam się do córki.
Nie wiem w jaki sposób dotarłam do jej pokoju.
"Mamo, mamo co ci jest" - znowu jej wołanie z oddali, a ja znowu na ziemi.
Usłyszałam jak rozmawia z dziadkami. Nagle tylko głos babci przez telefon słyszę i przewracające się przedmioty.
Nie wiem skąd dostałam sił. Jedna myśl w głowie tkwiła "mojej córce coś się stało. Muszę jej pomóc". Ujrzałam córkę słaniającą się, zrzucającą lampkę i inne rzeczy. Nagle upadła przede mną.
"Córciu, córciu, wstań. Co ci jest?".
Podniosłam ją z ziemi. Ona zupełnie nie świadoma tego, że upadła zaprowadziła mnie do łóżka, bo z kolei ja zaczęłam mdleć.
Leżałam na łóżku. Ciało drgało, serce waliło.
Uff ...poczułam się bezpieczna...pogotowie przyjechało... .
Natychmiast otwierać okna i wychodzić z domu.
...
CZAD
...
...
...
Dostałam z córką drugie życie.
Żyjemy dzięki kotu i mojej córce, która podjęła akcję ratunkową.
Ten poranek zbliżył nas do siebie jeszcze bardziej.
ŻYJE!! To znak nowego życia :)
Nieprzytomna spojrzałam na zegarek. Jeszcze ponad godzina spania. "Czego ten kot ode mnie chce" - pomyślałam. I czemu tak bardzo glowa mnie boli i czuje sie senna.
Zrzuciłam kota z nadzieją,że jeszcze trochę pośpię i ten ból minie.
Niestety. Kot nie dawał za wygraną. Uporczywie siedział na mnie, po twarzy dotykał delikatnie.
Ponownie zrzucenie nie pomogło. Kot swoje.
Ech. Pomyślałam. Wstanę.
Ból głowy nie ustępował. Był przerażający.
"Jak pójdę do pracy" - myślałam.
Kot gdzieś zniknął.
Usiadłam w kuchni na krześle.
...
"Mamo, mamooo, maaaamoooo" - nagle dotarło do mnie wołanie córki z oddali. Paniczny jej krzyk.
"Co ja robię na ziemi?".
Leżałam w kuchni koło krzesła.
Z ledwością odezwałam się do córki.
Nie wiem w jaki sposób dotarłam do jej pokoju.
"Mamo, mamo co ci jest" - znowu jej wołanie z oddali, a ja znowu na ziemi.
Usłyszałam jak rozmawia z dziadkami. Nagle tylko głos babci przez telefon słyszę i przewracające się przedmioty.
Nie wiem skąd dostałam sił. Jedna myśl w głowie tkwiła "mojej córce coś się stało. Muszę jej pomóc". Ujrzałam córkę słaniającą się, zrzucającą lampkę i inne rzeczy. Nagle upadła przede mną.
"Córciu, córciu, wstań. Co ci jest?".
Podniosłam ją z ziemi. Ona zupełnie nie świadoma tego, że upadła zaprowadziła mnie do łóżka, bo z kolei ja zaczęłam mdleć.
Leżałam na łóżku. Ciało drgało, serce waliło.
Uff ...poczułam się bezpieczna...pogotowie przyjechało... .
Natychmiast otwierać okna i wychodzić z domu.
...
CZAD
...
...
...
Dostałam z córką drugie życie.
Żyjemy dzięki kotu i mojej córce, która podjęła akcję ratunkową.
Ten poranek zbliżył nas do siebie jeszcze bardziej.
ŻYJE!! To znak nowego życia :)
Komentarze
Prześlij komentarz